Dlaczego zakochałam się w pracy online?

Dlaczego piszę o pracy a nie o uczeniu online? Bo prowadzenie zajęć to tylko kawałek mojej zawodowej działalności. Oprócz lekcji angielskiego i niemieckiego, metodykuję w internetowej szkole, tworzę szkolenia dla nauczycieli, prowadzę ITeachera, przygotowuję materiały dydaktyczne i z Asią Łucką współprowadzę Authentic Teaching. Na co dzień nie widuję się z moimi współpracownikami, a uczniów i znaczną większość nauczycieli znam wyłącznie online. Mogę śmiało powiedzieć, że moim miejscem pracy jest internet.Dlaczego pokochałam taki tryb? Zdecydowały o tym trzy główne powody.

#1 Mój grafik, mój rytm

Praca na uniwerku, a potem bycie freelancerką nauczyły mnie samodzielności w działaniu i organizacji swojej własnej pracy. Podobało mi dobieranie zajęć do mojego własnego grafiku i pracy kreatywnej w czasie, który mi odpowiadał. Współpraca z kilkoma szkołami miała niestety jeden poważny minus – zajęcia odbywały się w różnych lokalizacjach. W konsekwencji dużo czasu spędzałam na dojazdach. Bilans godzin spędzonych przy tablicy i na dojazdach jasno pokazywał, że finansowo też nie było to najlepszym rozwiązaniem.

Zwiększając liczbę lekcji online, zaczęłam dużo wydajniej uczyć i pracować. Nie musiałam ograniczać się do ofert kursów w bliskiej okolicy lub z dogodnym dojazdem. Zobaczyłam, że dopiero w tym momencie mam możliwość ułożenia swojego własnego grafiku, bo mogę zapraszać na zajęcia osoby z innych dzielnic, miast i krajów. Poza tym, mogłam na spokojne przygotowywać się do zajęć, tworzyć nowe projekty (np. Authentic Teaching) i zostawał mi jeszcze czas dla siebie.

W tym momencie dzięki temu, że pracuję online i potrafię się zorganizować, mogę pogodzić pracę nad kilkoma projektami. Tak już mam, że ten kolaż mnie nakręca do działania, rozwija i sprawia przyjemność. Druga strona medalu to konieczność skupienia się na zadaniu i wyznaczaniu priorytetów. Czasem nie jest różowo, bo zadania nachodzą na siebie, jest presja czasu, wyniku i trzeba się mocno nagimnastykować, aby spiąć sprawy bieżące. Ale to da się ogarnąć! Największym plusem pracy i uczenia online jest dla mnie możliwość działania i życia w zgodzie ze sobą i na własnych zasadach.

#2 “Podróżuję”, poznaję ludzi ich kraje i zwyczaje

Jamajki, RPA, Meksyku i kilku innych krajów nie odwiedziłam (jeszcze!) “ciałem”, ale mam wrażenie, że wiem, jak wygląda w nich życie i praca nauczyciela. Brzmi absurdalnie? Ale to prawda!

Podam przykład: od kilku lat współpracuję z Venice z Jamajki, która organizuje wydarzenia dla tamtejszych nauczycieli. Przygotowując się do webinariów czy też wirtualnych (dla mnie) targów pracy, spotykamy się na Messengerze, aby omówić program i plan działania. Początkowo kurtuazyjny small talk przerodził się w interesujące rozmowy o naszej pracy, życiu, sytuacji nauczycieli, miejscu zamieszkania itp. Gdy już pogadane i wszystko ustalone, nastawiam budzik na 1:30 w nocy i kładę się spać. Wstaję w środku nocy, ubieram się, maluję, włączam komputer i ląduję na słonecznej Jamajce. Po webinarium nauczyciele idą na lunch, a ja wracam do łóżeczka.

Inne przykłady wirtualnych podróży: Meksyk – gdy łączę się na spotkanie z lektorkami, już nie pytam, czy to co słyszałam, to pianie koguta, bo znam odpowiedź; Filipiny: kontaktując się z nauczycielem zawsze upewniam się, czy termin spotkania nie wypada u niego w środku nocy; RPA: dowiedziałam się, co to jest Mandela Day i że zamiast robić rano pilates lepiej surfować w ocenie 🙂

Nie są to oczywiście prawdziwe podróże. Wyjazd do innego miejsca jest milion razy lepszy od siedzenia przy komputerze – nie jestem szalona! Nie zmienia to faktu, że widzę ogromną wartość w moich “wirtualnych podróżach”, które uczą mnie o ludziach, zwyczajach i kulturze oraz otwierają oczy na to, jak różne i zarazem podobne jest życie w odległych zakątkach świata.

A tak właściwie to mogłabym spakować komputer i ruszyć w podróż, bo przecież tam praca moja, gdzie mój laptop i szybki internet 🙂

#3 Jestem ekoludkiem

Dawno, dawno temu wyglądało to tak: kserowanie, drukowanie, teczki pełne niewykorzystanych kserówek, ścinki, wycinki, kupowanie karteczek, pisaków, gadgetów i różnych “przydasiów”… Serce mi krwawiło na widok tony rzeczy, które zaczęłam gromadzić i góry śmieci, którą produkowałam ja (a także moi studenci), gdy prowadziłam zajęcia stacjonarnie. Jako wegetarianka i cyklistka nie mogłam sobie pozwolić na takie marnotrawstwo, więc najpierw zaczęłam ograniczać drukowanie i gromadzenie, aby w końcu całkowicie z nich zrezygnować.

Ucząc proekologiczne, zmieniałam ćwiczenia na ustne, przygotowywałam prezentacje zamiast handoutów, kreatywnie korzystałam z rzeczy, które już miałam w sali i w domu. Te zabiegi zazębiły się z czasem, gdy zaczęłam przechodzić na zajęcia online. Byłam zachwycona, że mogę pracować zdalnie: wygodnie, niezależnie i nowocześnie. Przygotowując zajęcia, dostrzegłam, że metody pracy, które ograniczały papier, świetnie sprawdzały się na lekcjach online.

W tym momencie uczę wyłącznie przez internet. Od kilku lat mam tę samą niezużytą ryzę papieru i już chyba nie pamiętam, jak obsługuje się ksero. Na zajęciach robimy ćwiczenia w aplikacjach i z prezentacji. Korzystam z nich wielokrotnie, w razie potrzeby modyfikuję lub aktualizuję. Trzymam je w chmurze, więc sprawnie znajduję tę lekcję, która jest mi potrzebna i mam do niej swobodny dostęp z każdego miejsca i urządzenia.

Od lat świadomie ograniczam kupowanie i konsumpcję we wszystkich dziedzinach życia, więc nie mogłam pominąć pracy. Zrezygnowałam z jednorazowych gadgetów i “przydasiów” na rzecz dobrych słuchawek z mikrofonem, jakościowych aplikacji i dodatkowego miejsca na dysku Google 🙂 Po prostu ucząc online, mogłam przenieść kolejny aspekt życia na poziom eko. Mam teraz poczucie, że sposób, w jaki pracuję jest zgodny z moimi przekonaniami i stylem życiem.

Sami widzicie, że nie mogłam oprzeć się online’owi!

Jak zaczęła się moja przygoda z uczeniem online?

Pierwsze kroki

Stawiając pierwsze kroki w lekcjach przez internet, nie przypuszczałam, że w staną się one moją codziennością i sposobem na życie. Gdy zaczynałam 10 lat temu i 1100 km stąd, nie nazywałam moich lekcji i spotkań na Skype’ie ani lekcjami online ani edukacją zdalną. 

Egzamin przez Skype’a?

Cofnijmy się jeszcze kilka lat wstecz – do czasów, gdy byłam Erazmuską w Tybindze.  Ukoronowaniem mojego semestru był egzamin ustny z Non-native Speaker Discourse Analysis. Profesor był dostępny na wydziale tylko jeden dzień w tygodniu, przez co kolejki na jego Sprechstunde (czyli dyżur) były dłuższe niż przed Sylwestrem w Biedronce. A mój egzamin nie mógł czekać, bo zaraz miał rozpocząć się semestr na UW. Profesor zaproponował mi egzamin na Skype’ie. Egzamin na Skype’ie!  Stresowałam się tą sytuacją, ale cieszyłam się z terminu, który nie kolidował z moim planami. Zdałam go śpiewająco, będąc już w Warszawie. 

Spróbuję i ja!

Skype’owy egzamin udowodnił mi, że online można spotykać się nie tylko z mieszkającą daleko rodziną. Gdy wróciłam do Tybingi i prowadziłam zajęcia z pragmatyki, także ja miałam swoją Sprechstundę. Chciałam być dostępna dla studentów, więc dałam im możliwość konsultacji online. To był strzał w dziesiątkę – szybko i sprawnie omawialiśmy referaty i załatwialiśmy studenckie sprawy.

Mój pierwszy uczeń online

Konsultacje to oczywiście jeszcze nie lekcje. Ale już blisko! W tym czasie skontaktował się ze mną mój dobry kolega z Warszawy z prośbą, abym pomogła mu przygotować się egzaminu B2. Opracowywałam dla niego lekcje w Google Docs i spotykaliśmy się na Skype’ie, aby ćwiczyć angielski. To były moje pierwsze lekcje przez internet. Muszę przyznać się, że działałam metodą prób i błędów (temat na osobny post!), ale na szczęście R. dobrze poradził sobie na egzamie (uff…). Z perspektywy czasu wiem, że tamte lekcje nie były doskonałe. Mimo to, lubię wracać do nich myślami. Po pierwsze to był fajny czas w moim życiu, a po drugie myślę, że to ważne, aby wół pamiętał, jak cielęciem był 🙂

Pełna profeska

Po przeprowadzce do Warszawy doskonaliłam mój online’owy warsztat i stopniowo zamieniałam zajęcia stacjonarne  na internetowe. W tym momencie  uczę tylko i wyłącznie online. Adeptom tej sztuki chętnie służę radą i pomocą, aby nie musieli wymyślać koła na nowo i od razu mogli prowadzić profesjonalne zajęcia. Wiedzą i doświadczeniem dzielę się na facebookowym fanpage’u ITeacher, w grupie Uczę online – Grupa dla Nauczycieli i oczywiście na moim autorskim szkoleniu Jak zostać nauczycielem online?, na które serdecznie zapraszam 🙂